Historia prawdziwa chociarz trudna do uwierzenia. Czwartek, telefon ze szkoły syna ” panie Grydż proszę przyjechać po syna bo uległ kontuzji, czy wzywać pogotowie ?” 'Przyjadę”,
po paru minutach byłem w szkole, syn siedział obolały. Wizyta w szpitalu i powrót do domu. Piątek przeleżał w domu a w poniedziałek? W poniedziałek syn mówi „tato jedź do szkoły i powiedz że wystartuję w zawodach” „chyba ciebie pogieło” tylko na taką mógł liczyć odpowiedź. Była godz. ok 7 rano. „Miałeś problem z kręgosłupem nie byłeś w szkole i chcesz biegać, nie zgzdźam się ” Pamiętam że rozmawiałem tego dnia z pacjętką chorą na raka i w pewnym momencie tak jakby cały pokój zaczą sie kołysać. Piotrek spał ale zwróciłem uwagę na jego oddech był bardzo głęboki i jakby wibrujący-drżący. Po skończonej rozmowie z pacjętką ogarnołem sie i pojechałem do miasta. W samochodzie przebywałem zaledwie 5 min i telefon, dzwoni wychowawczyni syna i pyta ” dlaczego syn chodzi po szkole a nie ma go na języku polskim” ’ to nie możliwe”odpowiedziałem „przed chwilką wychodziłem z domu jeszcze spał nawet gdyby chciał jechać taksówką by nie dojechał” Wychowawczyni na to „dzwoniła do mnie Pani od wychowania fizycznego i powiadomiła mnie że z Piotrkiem wszystko jest dobrze bo przyszedł i zgłosił uczestnictwo w zawodach”. Rozmawiałem z Panią od wychowania fizycznego i zapewniała mnie że to był syn, mówiła „taki wysoki zawsze uśmiechnięty” a ja ponownie informowałem że syn leżał w łóżku. Po roku gdy spotkałem sie na zawodach z Panią od wf. ta powróciła do zdarzenia i powiedziała”proszę pana wróciłam do miejsca w którym spotkałam syna, było to na pierwszej przerwie, , odtważałam to spotkanie, to był Piotrek.”